Pań i panów już nie ma?

Józef Wodziński "Ulubieniec dam" (1906 r.)

Jakiś czas temu w znanej sieci kawiarni zrodziła się moda na zwracanie się do klienta per "ty". Celem, jak mniemam, było swoiste "przełamanie lodów", wprowadzenie przyjaznej, przyjacielskiej nawet atmosfery, usuwanie dystansu między gospodarzem (baristą) a klientem. Trend ten rozpowszechnił się błyskawiczne w różnych lokalach tego typu. Byłam wówczas młodą studentką i coś w tych nowych zwyczajach zaczęło mnie uwierać... Nie chciałam, by na kubku z kawą wypisywano moje imię i wołano mnie później: "Zapraszam Olę! Kawa dla Ciebie!". Wolałam pozostać "panią". "Proszę, kawa dla pani jest gotowa".

Kiedy "pan", kiedy "ty"?

Przyjrzyjmy się temu, co obecnie o przechodzeniu na "ty" mówi nam savoir-vivre. Zagadnienie jest bardzo szerokie i skomplikowane, więc przedstawię tylko podstawy:
  • Uprzejme jest, by per "pan"/"pani" zwracały się do siebie obce sobie osoby dorosłe. Dobre wychowanie wymaga, by dzieci i młodzież zawsze zwracały się w ten sposób do osób dorosłych.
  • W sytuacjach prywatnych inicjatywa przejścia na "ty" leży po stronie osoby starszej lub kobiety.
  • W sytuacjach oficjalnych, w pracy inicjatywa przejścia na "ty" należy do osoby wyższej rangą lub pełniącej ważną rolę społeczną (np. będącej przedstawicielem lokalnej władzy samorządowej).
  • Nie zawsze, jeśli rozmówca bez naszej uprzedniej zgody zwraca się do nas po imieniu, należy odpłacać się tym samym (np. w przypadku rozmowy w osobą starszą).
Jak to bywa w życiu, zasady trzeba często odpowiednio nagiąć, by jak najlepiej odnaleźć się w konkretnej sytuacji i nie wprowadzić nikogo w zakłopotanie. Czy wyobrażamy sobie, że przychodząc na imprezę do przyjaciół, do nieznajomych rówieśników zwracamy się per "pan"/"pani"? Byłoby to z pewnością niezręczne. Wiem też, że istnieją dorośli, którzy nie chcą być "panią" / "panem" / "ciocią" / "wujkiem" i zachęcają dzieci, by zwracały się do nich po imieniu. Jak zwykle naczelną zasadą jest  wzajemny szacunek i komfort obu stron.
Nie dawniej niż sto lat temu komunikacja wyglądała zupełnie inaczej. Przejście na "ty" wiele znaczyło i wyznaczało ważną granicę w relacji dwóch osób. Czy wiecie, że w XIX wieku, kiedy dziewczyna i chłopiec osiągali pełnoletność (a znali się od dziecka), publicznie byli zobowiązani mówić do siebie per "pan"/"pani"? Był to pewien rytuał przejścia z wieku młodzieńczego do dorosłości.
Nie wiem, czy dawne obyczaje były lepsze niż obecne. Cieszę się, że ludzie dziś stawiają na otwartość, serdeczność, że w społeczeństwie nie ma klasowych podziałów, traktujemy napotkanych nieznajomych jako równych sobie. Zjawisko, z którym mamy współcześnie do czynienia, kojarzy się ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie zarówno do starszych, jak i do młodszych, zwracamy się "you", co rozwiązuje wszelkie problemu z naszymi "paniami" i "panami". Wiem, że niektórzy marzą, by taki model przyjął się również u nas w Polsce. Jednak czy znoszenie dystansu przez coraz powszechniejsze "tykanie" jest faktycznie dobrym pomysłem? Mam co do tego wątpliwości.

Gombrowiczowskie upupianie

Tendencję do odrzucania formy "pan"/"pani" widać wyraźnie w grupie tzw. młodych dorosłych (do których się zaliczam). Mam wrażenie, że wiąże się to z innym zjawiskiem, a mianowicie z programowym odrzucaniem dorosłości, obciążonej obowiązkami, oczekiwaniami społecznymi, decyzjami do podjęcia, zobowiązaniami. Wielu z nas czuje, że świat stoi otworem, ma w sobie młodzieńczą energię, głowę pełną marzeń i pomysłów. To fantastycznie! Ale, chcąc nie chcąc, jesteśmy dorośli. Jest jak najbardziej zasadne, że oczekuje się od nas odpowiedzialności i samodzielności. Może jednak nie wszyscy chcą być panią/panem, bo brzmi to... poważnie i staro.
Myślę jednak, że forma ta ma bardzo korzystny wpływ właśnie na młodych dorosłych, szczególnie tych, którzy właśnie skończyli i szkołę i zaczynają dorosłe życie.
Zwracanie się per pan/pani do dwudziestolatków (czy nawet nastolatków) w miejscach publicznych i sytuacjach oficjalnych może ich dowartościować, sprawić, że poczują się traktowani poważnie.
Na wielu uczelniach wyższych żywotny jest zwyczaj zwracania się do studentów per "pan"/"pani". Pamiętam to uczucie, kiedy jako nieokrzesana nastolatka weszłam w bramy uniwersytetu i nagle zaczęłam być Panią Aleksandrą. To było coś! Bardzo mocno wpłynęło to na moje postrzeganie swojej roli i odpowiedzialności na uczelni. A przypominacie sobie to uczucie, kiedy dzieci z sąsiedztwa zaczęły mówić do Was "dzień dobry"? To był sygnał: "Jesteś dorosły, nie należysz już do mojego dziecięcego świata". Zawsze duże wrażenie robiło na mnie, gdy w czasach studenckich obcy mężczyzna zwracał się do mnie per "pani". Czułam się wtedy traktowana jak kobieta, a stworzony w ten sposób między nami dystans był wyrazem szacunku, nie chłodu. Wiem, że w takich odczuciach mogę być odosobniona, większość pań speszyłaby się pewnie taką postawą rozmówcy.
Młodzi dorośli często traktowani są niepoważnie (czasem z własnej winy, w konsekwencji własnego zachowania). Bywa, że młodzi sami siebie chcą wepchnąć z powrotem do piaskownicy. Myślę, że taki drobiazg, jak zwracanie się do siebie per "pan"/"pani", może zahamować proces (samo)upupiania, jak go nazwał w "Ferdydurke" Witold Gombrowicz.

Fałszywa poufałość

To, co jeszcze uderza mnie w odrzuceniu formy "pan"/"pani", to pewna iluzja poufałości. Fakt, że wspomniany na początku barista w kawiarni powie mi: "Cześć, co dla Ciebie?", nie oznacza, że nasza relacja się zmienia. Wciąż ja jestem klientem, a on sprzedawcą. Być może jesteśmy w podobnym wieku, ale łączą nas relacje zawodowe. Czy pozostanie przy formie "pan"/"pani" byłoby oznaką chłodu, ograniczyłoby możliwość okazania sobie uprzejmości i życzliwości? Nie sądzę. Kiedyś na początku rozmowy kwalifikacyjnej panie zajmujące się rekrutacją zaproponowały mi przejście na "ty". Przystałam na to, ale czułam się nienaturalnie i niezręcznie. Nie byłyśmy wówczas na równej pozycji - one miały nade mną przewagę, decydowały o mojej przyszłości. Chciałabym opowiedzieć również o przypadku położnej, która opiekowała się mną podczas ciąży i prowadziła zajęcia ze szkoły rodzenia. Podczas pierwszego spotkania w szkole rodzenia zaproponowała wszystkim, by zwracali się do niej per "ty". Kiedy spotykałyśmy się prywatnie w gabinecie, nie mogłyśmy poradzić sobie z tą sytuacją. Plątałyśmy się nieustannie między "panią" a "tobą". Nie byłyśmy na równej pozycji, łączyła nas relacja uczeń - nauczyciel. Ostatecznie skończyło się na "pani" - tak wydawało się właściwie.
Myślę, że rezygnacja z formy "pan"/"pani" (automatyczna, nie mówię tu o oficjalnym przejściu na "ty"), realnie nic nie zmienia w relacjach międzyludzkich. Tak samo możemy być wobec siebie oschli, tak samo możemy okazać sobie życzliwość. 
Zwracanie się do obcych osób tak jak do przyjaciół nie oznacza wcale, że jesteśmy wobec siebie przyjaźni.

Czy coś tracimy?

W moim przekonaniu tracimy dobry i przydatny rytuał przechodzenia na "ty". Propozycja "Czy moglibyśmy mówić sobie po imieniu?" stanowi ważną granicę w relacji dwóch osób. Jest sygnałem o chęci zbliżenia się do siebie, poznania się lepiej, zacieśnienia więzi. Tracimy również rytuał przejścia z wieku młodzieńczego do dorosłości. Tak jak przeczytaliście wyżej, myślę, że tytuł "pana" i "pani" mógłby być dobrym narzędziem do kształtowania postaw wobec/u młodych dorosłych. Tracimy także dystans, który wbrew pozorom w relacjach z innymi ludźmi jest nam potrzebny, o czym, mam nadzieję, przekonały Was przykłady, które przytoczyłam.

Tu, na blogu pozwalam zwracać się do Was per "ty", gdyż mam nadzieję, na prawdziwą poufałość, życzliwość i przyjazną bliskość (w granicach możliwości internetowych, oczywiście). Będzie mi miło, jeżeli Wy też będziecie mówić mi po imieniu. Mam nadzieję, że nikt z moich czytelników nie poczuł się przez to potraktowany bez szacunku! Etykieta w internecie to zresztą temat na osobny post... ;)
Ciekawi mnie Wasza opinia odnośnie rozpowszechniającego się "tykania". Czy jestem w swoich poglądach dinozaurem i tęsknię za czymś, co współcześnie nie ma racji bytu? A może wielu z Was ma podobne odczucia? Dajcie proszę znać w komentarzach!

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy temat poruszyłaś! Mam z tym problem na blogu - przeszłam z moimi czytelnikami na "Ty", ale bliższa jest mi forma Pan/Pani. W moim liceum zwracano się do uczniów "Państwo" i bardzo mi się podobało, kiedy nauczyciel zwracał się do mnie Pani Magdaleno.
    Pozdrawiam,
    Magda z bloga Polenka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam to uczucie bycia "panią Aleksandrą"... Małe słowo, drobny gest, a jaką ma moc! Internet za to rzeczywiście jeszcze bardziej utrudnia te i tak już skomplikowane interpersonalne sprawy. Przyjęło się raczej skracać dystans, ale czy słusznie? Tego nie wiem :) Bardzo mi miło, że tu zajrzałaś! Masz bardzo ciekawego i inspirującego bloga, z pewnością będę go odwiedzać! Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Na pewno trzeba się wyrażać z szacunkiem do nowo poznanych osób, jeśli są to osoby w takim wieku jak my to można rozpocząć rozmowę bez zwracania się per pan ale do starszych osób do konieczność. Ogólnie relacje międzyludzkie to nie jest prosta sprawa, związki damsko męskie także. Nie raz dochodzi do rozstania bo para nie może się dogadać a potem wychodzi, że żałuje się tego kroku https://kobietadoskonala.pl/kiedy-facet-zrozumie-co-stracil-i-zacznie-zalowac-rozstania/. Znacie to?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty